Tym, którzy wierzą, że życie w Wietnamie jest nieskończonym pasmem przyjemności w cieniu palm kokosowych, polecam przyjrzeć się poniższej dokumentacji.
Wczoraj rozerwał się worek z chmurami i w Sajgonie spadło w ciągu wieczora 203 mm deszczu, z czego 90 mm w ciągu pierwszej godziny (rekord od 1984 roku) . To porównywalne z rocznymi opadami w Uzbekistanie albo czterokrotnie więcej, niż roczne opady w Egipcie.
Biorąc pod uwagę intensywność deszczu w krótkim czasie oraz wątpliwą jakość dróg i miejskiej kanalizacji, na efekty nie trzeba było długo czekać: ulice natychmiast zamieniły się w rwące rzeki, środki pojazdu padały jak muchy, a pechowcy, którzy byli w tym czasie w drodze (jeśli mieli chwilę na wytchnienie walcząc o życie), musieli kląć jak szewcy.
Dzisiaj rano ulice powoli obeschły, odsłaniając warstwę błota, porwane przez nurt obuwie, rozwleczone śmieci i gnijące szczury.
Szczęśliwie obserwowałam ten istny Armagedon ze szczelnie zamkniętego domu, z niepokojem śledząc podnoszący się poziom wody na podwórku. Znajomi z nisko położonych osiedli do teraz wylewają czerpakiem wodę z salonu. Ogłaszam odwieszenie węża ogrodowego do października, w oczekiwaniu na najbardziej statystycznie mokry wrzesień.
Polacy – cieszcie się upałami!
PS. Uczciwy znalazca patelni, która wypłynęła w nieznane proszony jest o natychmiastowy kontakt.



